Lecz piekło, co w nim nieustannie gore,
Choćby i w Niebie, skończyło niebawem
Jego zachwyty; i tem większe teraz
Uczuł tortury, im większe rozkosze,
A nie dla siebie, ujrzał zgotowane.
Pali go dzika nienawiść; witając
Wspomnienie wszystkich klęsk swoich, tak duma:
«Myśli me, dokąd mnie wiedziecie? jaką
Podnietą słodką, aż do zapomnienia
Po com tu przyszedł? Nienawiść nie miłość!
Ani w nadziei Raju zamiast Piekła,
Ani w nadziei zażycia rozkoszy,
Przyszedłem burzyć w świecie rozkosz wszelką:
Oprócz jedynej rozkoszy burzenia,
Już każda inna nie dla mnie. Nie stracę
Dogodnej pory, jaka się nastręcza:
Kobieta sama, pokusić ją łatwo,
Mąż jej daleko, bom patrzał dokoła;
Bystrości jego rozumu się lękam,
Siły, odwagi dumnej, i potężnej
Budowy członków, choć na ziemską miarę.
Nieprzyjaciela tego lekceważyć
Trudno; nie można go ranić, mnie można;
Tak mnie głęboko poniżyło Piekło!
Tak siły dawne odjęła mi męka!
Piękna, niebiańsko piękna, godna bogów,
Ale nie budzi strachu, chociaż miłość
I piękność zwykle z strachem idą w parze,
Póki nie przyjdzie silniejsza nienawiść,
Gdy ustrojona w pozory miłości:
Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/299
Ta strona została przepisana.