Pod różną wtedy nazwą ludziom znanych
W różnych bałwanach wielbił świat pogański.
Muzo, kto pierwszy powiedz, kto ostatni
Powstał z ognistej fali przebudzony
Głosem wielkiego Mocarza! jak każdy
Według swej rangi stawał na wybrzeżu,
A za nim zbierał się tłum pospolity!
Główni ci byli, co z głębi otchłani
Szli, poszukując zdobyczy na ziemi,
I ośmielili się w późniejszym czasie
Stawiać swe trony obok tronu Boga,
Swoje ołtarze przy Jego ołtarzu.
Bożki, wielbione przez rozliczne ludy,
Śmiały się zbliżyć nawet do Jehowy,
Który wśród gromów, w orszaku Cherubów,
Miał na Syonie świętym swą stolicę.
W Jego świątyni stawiali posągi,
I przeklętemi rzeczami brzydzili
Święte obrzędy i uroczystości,
Ciemnością swoją urągając światłu.
Pierwszy straszliwy Moloch,[1] król, zmazany
Krwią ofiar ludzkich i łzami rodziców,
Choć niesłyszących okrzyku rozpaczy,
Zagłuszonego hukiem trąb i kotłów,
Kiedy ich dzieci szły w ogień bałwana.
Ammonitowie cześć mu oddawali,
Rabba z bogatą w wodę okolicą,
Argob i Basan, aż do dalekiego
Potoku Amon. Nie przestając na tem
Wyzywającem sąsiedztwie, podstępem
- ↑ Moloch, bożek Ammonitów, na cześć którego palono dzieci, albo przynajmniej przeprowadzano je przez ogień. Izraelici wciąż popadali w to bałwochwalstwo, nawet surowe prawa nie zdołały pod tym względem ich powstrzymać. »To powiesz synom Izraelowym: Człowiek z synów Izraelowych i z przychodniów, którzy mieszkają w Izraelu; jeśliby który dał z nasienia swego bałwanowi Moloch, śmiercią niech umrze: lud ziemie ukamionuje go.« Levitic. XX, 2.