Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/322

Ta strona została przepisana.

Siedzieli długo milczący i smutni,
Jakby niemotą dotknięci, aż Adam,
Choć niemniej od swej żony zawstydzony,
Z wysiłkiem w takie odezwał się słowa:
»O Ewo, dałaś posłuch w złej godzinie
Temu płazowi fałszywemu, nie wiem
Kto go głos ludzki udawać nauczył,
Ale upadek nasz jest niewątpliwy,
A obietnica wyższości zawiodła,
Bo oczy nasze otwarte zaiste,
I znamy dobro i zło, ale dobro
Dla nas stracone, zło w nabytku mamy.
Zły wiadomości owoc, jeśli ona
Nas pozostawia nagimi, bezeczci,
Bez niewinności, wierności, czystości.
Co było naszą zwyczajną ozdobą,
Teraz skalane, a i w twarzach naszych
Widoczne ślady wyuzdanych chuci,
Z których pochodzi zło, a i wstyd także
Idący za niem, jako jego świadek.
Jakże mam teraz spoglądać w twarz Boga,
Albo Aniołów, w które spoglądałem
Dotąd z radością taką i z zachwytem?
Teraz postaci te niebiańskie, boskie,
Razić nas będą jasnością, dla ziemian
Nie do zniesienia. O, wolałbym raczej
Żyć tu samotnie, dziko, w leśnej ciszy,
Gdzieby wysokie drzewa, nie puszczały
Światła gwiazd ani słońca, zmierzch wieczorny
Wciąż utrzymując. O, wy jodły, cedry,