Może cię zbawić od uroszczeń Śmierci,
Lecz nie pozwala dłużej na mieszkanie
W Raju: przychodzę, by cię wyprowadzić
Z tego ogrodu, byś uprawiał ziemię,
Z którejś jest wzięty, właściwszą dla ciebie.»
Tu przestał mówić, bo na tę wiadomość
Adam rażony w serce, zimnym dreszczem
Przejęty, prawie zmysły stracił; Ewa,
Choć niewidziana, wysłuchała wszystko,
I narzekaniem głośnem wyjawiła
Niebawem miejsce swojego ukrycia.
«O niespodziany ciosie, niż śmierć gorszy!
Więc tak porzucić mam cię, Raju? ciebie
Rodzinne moje miejsce, błogie niwy
I gaje, godne pomieszkania bogów?
Miałam nadzieję, że w nich, chociaż smutne,
Spokojne spędzę dni nam wyznaczone,
Aż śmierć oboje zabierze. O kwiaty!
Nie zakwitniecie nigdy w innej strefie!
Do was najpierwej biegłam wczesnym rankiem,
Do was ostatnie w wieczór moje kroki;
Troskliwą ręką was od pierwszych pączków
Wychowywałam, dawałam imiona.
Teraz kto wasze główki zwracać będzie
Do słońca, według gatunków rozdzielać?
Kto skrapiać wodą z ambrozyjskich źródeł?
I ty, weselna chato, ozdobiona
Wszystkiem, co nęci wzrok lub powonienie,
Jak mi się rozstać z tobą i gdzie odejść?
W jakiś świat niższy, ciemniejszy od tego
Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/380
Ta strona została przepisana.