Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/382

Ta strona została przepisana.

Co wszystko może, anibym na chwilę
Nie przestał nużyć Go mojem błaganiem,
Lecz wobec Jego stanowczych wyroków
Modlitwa znaczy tyle, co ust tchnienie
Przeciw wichrowi, który je wnet zwraca
W te same usta: poddaję się zatem
Woli Wszechmocnej. Najbardziej mnie martwi,
Że gdy stąd wyjdę, będę jak ukryty
Przed Boską twarzą; już błogosławionych
Lic jego więcej nie ujrzę: tu mógłbym
Ze czcią obchodzić miejsca uświęcone
Jego bytnością; mógłbym synom moim
Kiedyś powiadać: na tej się objawił
Górze, pod owem widziałem go drzewem,
Z pośród tych sosen głos mnie doszedł Boski,
A przy tem źródle rozmawiałem z Bogiem!
Stawiłbym liczne dziękczynne ołtarze
Z darniny, z głazów wybranych z potoku,
Odległym wiekom na pamiątkę; dary
Składałbym z wonnej żywicy, z owoców
I z kwiatów. Ale w owym dolnym świecie
Gdzież spotkam Jego zjawienie świetlane?
Gdzie Jego stopy ślad? Bo choć przed gniewnym
Uciekłem, teraz znowu powołany
Żyć dłużej i być ojcem licznego plemienia,
Radbym oglądał choć brzask Jego chwały
I czcił zdaleka ślady jego kroków.»
Na to Archanioł z łaskawem spojrzeniem:
«Adamie, wiesz, że Jego są Niebiosa
I cała ziemia, nie ta skała tylko.