Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/427

Ta strona została przepisana.

Bo już się rozstać będziemy musieli,
Już oto straże, które tam na wzgórzum
Postawił, hasła swego oczekują,
A na ich czele oręż płomienisty
Na znak odejścia groźne ruchy czyni.
Nie możem być tu dłużej; obudź Ewę,
I ją też słodkim snem, wieszczącym dobro,
Uspokoiłem, i skłoniłem umysł
Do pokornego przyjęcia swej doli.
W stosownej porze powiedz jej to wszystko
Coś słyszał, głównie w przedmiocie jej wiary,
Że z jej nasienia (Nasienia Niewiasty)
Przyjdzie Zbawiciel rodzaju ludzkiego.
Jeszcze wam długo żyć w wierze i zgodzie,
Choć zasmuconym winą popełnioną,
Lecz większą jeszcze budząc w sobie radość
Szczęsnego końca rozpamiętywaniem.»
Umilkł, obadwa zstąpili ze wzgórza:
Adam pośpieszył naprzód do schroniska,
Gdzie snem zmorzoną pozostawił Ewę,
Lecz obudzoną zastał i usłyszał
Takie nie smutne wcale z ust jej słowa:
«Wiem skąd powracasz, i gdzie idziesz teraz,
Bo Bóg i we śnie wskazówek udziela;
Kiedym znękana smutkiem w sen zapadła,
Zesłał widzenie, szczęścia przepowiednie.
Teraz mnie prowadź, zwłoki nie przyczynię.
Dla mnie iść z tobą, jakby zostać w Raju,
Samej tu zostać prawdziwe wygnanie.