Tajnia śniadawej głębi, morze ciemne,
Bez granic, w którem pochłoniona długość,
Szerokość, oraz wysokość, czas, miejsce;
Gdzie Noc prastara i Chaos, przodkowie
Natury, wpośrod ciągłych wojen wrzawy
I anarchii, na nieładzie wsparci;
Gdzie Ciepło, Zimno, Wilgoć, Suchość walczą
O panowanie, cztery zapaśniki,
Wiodąc do boju zarodki atomów.
Każda gromada otacza chorągiew
Swoję, te lekko, tamte ciężko zbrojne,
Ostre i gładkie, szybkie lub powolne,
Rojne bez liku, jak piaski Cyreny
Lub Barki pustej, wichrami niesione,
Lżejsze swe skrzydła wkrótce obciążają;
Do których większy przylgnie pył, te rządzą
Na chwilę. Chaos zasiada na sądzie,
Ale wyrokiem jeszcze bardziej gmatwa
Walkę, podstawę swego panowania;
Przy nim zasiada Trafi rządzi wszystkiem.
Nad tą przepaścią, kolebką przyrody
I grobem może, gdzie ni wód, ni brzegu,
Ani powietrza, ognia, lecz zarody
Wszystkiego tego, zmieszane bez ładu.
Muszą bez końca walczyć między sobą,
Dopóki Sprawca Najwyższy nie zechce
Z tego odmętu nowe światy tworzyć;
Nad tą przepaścią, na krawędzi Piekła,
Stał Czart ostrożny, spoglądał przez chwilę,
Ważąc swą podroż, bo nie lada morze
Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/83
Ta strona została przepisana.