Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/107

Ta strona została przepisana.

zwoite, wygolone twarze spotyka się na bulwarach, w teatrach, w restauracjach nocnych, i przy spojrzeniu na nie można z pewnością powiedzieć: „Oto bywalec klubowy“. Muszę przyznać, że zdziwiłem się trochę, zobaczywszy u siebie o godz. 4 rano jegomościa, którego nie zapraszałem. Lecz ta wizyta nocna nic mnie nie przestraszyła i nie rozgniewała. Byłem przyjemnie zdumiony elegancją i szczerą twarzą nieznajomego, gdyż spodziewałem się spotkać ordynarnego złodzieja, przed którym musiałbym się bronić, a ja nie lubię uciekać się do gwałtu.
Na widok mój, wytworny nieznajomy przerwał swe zajęcie, i z ironicznym uśmiechem rzekł do mnie:
— Przepraszam bardzo, żem tak niegrzecznie rozbudził pana. Lecz to w części nie moja wina. Ma pan bardzo delikatne meble, wpadające przy najlżejszem dotknięciu w omdlenie...
Dopiero teraz zauważyłem, że w pokoju panował straszny nieład: szuflady wysunięte i opustoszone, doniczki rozbite, małe biurko w stylu empire, gdzie chowam pieniądze i klejnoty rodzinne, przewrócone na dywan... Słowem zupełny pogrom... I podczas gdy konstantowałem to wszystko, wczesny gość ciągnął dalej swym wdzięcznym głosem:
— O, te meble współczesne!... Jakież one delikatne!... Mnie się zdaje, że one, podobnie, jak i cały świat, cierpią na chorobę wieku — neurastenję...
Dyskretnie i miło roześmiał się, i w śmiechu tym, nic a nic mnie nie obrażającym, wypowiedział