znacznie więcej niebezpiecznem! Wtedy powiedziałem sobie co następuje: „Jeżeli człowiek nie może uniknąć tego fatalnego prawa złodziejstwa, to byłoby daleko uczciwiej zajmować się niem jawnie, nie ukrywając swego wrodzonego dążenia do zagarnięcia cudzej własności pod napuszonemi przeprosinami, oszukańczemi zaletami i szumnymi tytułami, które już więcej nikogo nie oszukają... I zacząłem codziennie kraść; każdej nocy dostaję się do bogatych mieszkań i wybieram z cudzych kas tyle, ile mi jest koniecznie potrzebnem dla podtrzymania mej ludzkiej egzystencji...
W innym czasie, żyję tak, jak i wszyscy... Jestem członkiem dość wytwornego, szlachetnego klubu; mam prześliczne stosunki... Minister tylko co obdarzył mnie orderem... I po pomyślnem złodziejstwie bywam wspaniałomyślny i hojny... Słowem, otwarcie, jawnie, robię to wszystko, co wszyscy robią potajemmnie... Sumienie moje nic mi nie wyrzuca, gdyż ze wszystkich ludzi, jakich ja znałem, jeden ja tylko pogodziłem czyny swoje ze swojemi przekonaniami i przystosowałem naturę swoją do tajemniczego znaczenia życia...
Świece gasły, świt wdzierał się przez szczeliny okiennic. Zaproponowałem eleganckiemu nieznajomemu, ażeby zechciał zjeść ze mną śniadanie, lecz odmówił, gdyż był we fraku i nie chciał obrazić mnie takiem niezachowaniem formy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Artur Lebon przecudny kompan... zachwycam się rozumem jego i gracją... Na nieszczęście, znajduje