Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/119

Ta strona została przepisana.

kiedy zamierzała obudzić dziewczynkę. Ręka jej nawet nie drgnęła, serce się nie ścisnęło, nie zbladła... Zapytałem jej:
— A jeżeli policja znajdzie u ciebie tą dziewczynkę?... Przecież będziesz musiała odpowiadać przed sądem, siedzieć w więzieniu...
Kobieta robi nieokreślony ruch ręką i mówi:
— Ach, wszystko jedno...
Lecz na widok mojej poważnej, smutnej twarzy, ta pewność znów opuściła ją. Nie śmiała spojrzeć na siebie w lustro; nie śmiała pokazać mi się nawet przy migotliwem świetle świecy... A woda kapie jej z kapelusza jak z mokrego dachu... Postawiła lichtarz na kominku, podeszła do wielkiego łóżka i zaczyna się rozbierać...
— Nie, mówię do niej: nie trzeba... Tyś mi również nie potrzebna...
I kładę jej w rękę dwie złote monety, które ona obraca na wszystkie strony, waży i rozgląda milcząc, z głupią miną.
Ja również milczę. Cóż mam powiedzieć jej?.. Zacząć głosić pokutę, piękność cnoty?.. Słowa, słowa, słowa!.. Ona niewinna... Taką zrobiło ją społeczeństwo, nienasycony apetyt którego wymaga codziennie swojej porcji dusz ludzkich...
Mówić jej o nienawiści, o oburzeniu!.. Po co?.. Znów słowa. Nędza zbyt jest tchórzliwą... Dlatego lepiej milczeć!.. Zresztą przyszedłem tu nie po to, ażeby gadać, jak socjalista. Tu nie miejsce dla górnolotnych słów, które do niczego nie prowadzą i tylko wyraźniej dowodzą całą niekonsekwencję naszych postępków i na-