Siedząc w ogrodzie na ławce, patrzałem na spacerujących, gdy naraz podszedł do mnie jakiś człowiek tęgi i gruby, dawno już obserwujący mnie.
— Jeżeli się nie mylę?.. rzekł: to rzeczywiście Jerzy Vasseur?
— Tak...
— A ja?.. nie poznajesz mnie?...
— Nie...
— Karol Fistoul, mój drogi...
— Nie może być...
— No tak... jakżeż kontent jestem, że ciebie widzę..
Aż do bólu uścisnął mi rękę.
— Jakto?.. Nie wiedziałeś?.. Przecież ja tu jestem bardzo ważną osobą... Jestem dyrektorem ogłoszeń... Tak, mój drogi...
Z przyjacielskim entuzjazmem, nic zresztą mnie nie wzruszającym, zaproponował mi swoje usługi: bezpłatne wejście do Kasyna... do teatru... kredyt w klubie... obiad w restauracji i znajomość z kobietami.
— Zabawimy się tu!., wykrzyknął: Niech djabli wezmą!.. tego się nie spodziewałem!..
Gorąco podziękowałem mu i robiąc minę, że interesuję się nim, spytałem:
— A ty?... Dawno tu jesteś?...
— Jako chory... dziesięć lat... — odrzekł; — jako urzędnik, — cztery lata...
— I jesteś zadowolony?...
— Ach, mój drogi!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
I nie czekając nawet na zgodę moją, opowiedział mi następującą dziwną historję: