belgijskiego, księcia Walji, i wszystkich królów, wszystkich bogaczy, wszystkich szczęśliwców, by udali się ze mną do wszystkich domów publicznych Montmartre i do więzień... żeby zawstydzili się bogactw swoich i szczęścia... żeby nauczyli się kochać upadłe dziewczęta, sutenerów, wszystkich uczciwych ludzi, których oni prześladują prawami, agentami policyjnymi, szafotami, wtedy, kiedy powinni budować dla nich pałace, wznosić im posągi...
I udam się do Rzymu, ażeby powiedzieć Papieżowi, że czerń paryska i kochani przezemnie włościanie nie chcą już więcej jego kościoła, jego księży i modlitw... I powiem królom, cesarzom, Rzeczypospolitej, że nastał kres ich wojskom, ich zabójstwom... wszystkiej tej krwi, wszystkim tym łzom, któremi oni, bez żadnego powodu, zatapiają wszechświat...
I wsadzę nóż mój we wszystkie te brzuchy i obmacam czerwonemi rękoma wszystkie te twarze.
I w ten sposób wypełniona zostanie rola moja niebezpieczeństwa społecznego...
Spodziewam się wkrótce zobaczyć was w takim dniu, kiedy nie będziecie zajęci interesami, kiedy wcześnie wrócicie do siebie i nie będziecie nigdzie się spieszyć...
Nie cierpię ludzi, którzy się spieszą...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Złożywszy list, opowiadający schował go do kieszeni... Zapadło milczenie i ja poczułem, jak chłód przebiegł mi do plecach.