— Idzie do Wieczności, nieprawdaż?..
— Wieczność?... — rzekł zimno przedstawiciel władzy: — nie znam takiego państwa...
Na drugi dzień opowiedziałem tą przygodę merowi... dyrektorowi zakładu... właścicielowi Kasyna... co, ma się rozumieć, przeraziło ich niezmiernie... Zagroziłem im zdemaskowaniem... Dali mi znaczną summę pieniędzy, i mianowali na korzystnych warunkach jedynym agentem wszystkich ich ogłoszeń...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wesoło uderzył się po udach...
— Co, wesoła historyjka?... — rzekł. Potem dodał:
— A propos... czy masz doktora?...
— Tak.
— Tardo-Tarda? — Nie... Triseps... doktór Triseps, mój przyjaciel.
— A, tem lepiej... Gdyż Tardo-Tarda... Nie, muszę ci opowiedzieć jeszcze jedną historję... Ach, jakie tu typy!... Tu stanowczo niema czasu się nudzić.
I Karol Fistoul zaczął nowe opowiadanie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
„Więc wysłano mnie do X... W dzień mego przyjazdu, udałem się do doktora Tardo-Tarda, którego usilnie mi polecono... Był to malutki człowieczek, żywy, wesoły, rozmowny, ze śmiesznymi gestami, wzbudzający jednak zaufanie do siebie.
Przyjął mnie życzliwie i szybko obejrzał od głowy do stóp.