— Przepraszam, przeciwnie, bardzo potrzeba dla kuracji.
— A więc, doktorze, jeżeli wbrew wszelkim oczekiwaniom umrę tu, to nie chcę, ażeby mnie balsamowano.
— A, — ciągnął dalej doktór: — szkoda, że pan nie chce, mamy zdumiewającego... cudownego... genialnego specjalistę od balsamowania... Bierze bardzo drogo. Lecz to doskonałość. Trup nabalsamowany przez niego, jakby żył dalej... Zupełne złudzenie...
Lecz mimo to przecząco potrząsnął on głową.
— Nie chce pan?... Niech tak będzie... Balsamowanie nie jest przecież obowiązkowem.
Na tejżeż stronicy książki, gdzie był zapisany przebieg mej choroby, napisał czerwonym ołówkiem: „Bez balsamowania“, napisał potem receptę bez końca i wręczył mi ją ze słowami:
— Oto... Kuracja bardzo poważna... Będę odwiedzać pana codziennie i nawet dwa razy dziennie.
I uścisnąwszy gorąco mi rękę — dodał:
— Prawdę mówiąc... pan dobrze zrobił... do jutra.
Muszę przyznać, że jego troskliwe starania zaczęły mi się powoli podobać. Oryginalność jego i niewyczerpana wesołość, zwyciężyły mnie ostatecznie. Zostaliśmy przyjaciółmi.
Po sześciu latach, będąc raz na obiedzie u mnie, oznajmił mi, że wyzdrowiałem ostatecznie i wyraził przytem tak delikatnie swą radość, że wzruszył mnie tem do głębi duszy.
Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/17
Ta strona została przepisana.