— Czy wie pan, — rzekł: — że się szczęśliwie wywinąłeś. Ach, niech djabli wezmą.
— Czyż byłem tak bardzo chory?
— Tak, lecz nie w tem rzecz. Pan pamięta, jakiem nalegał na to, żeby pan zgodził się nabalsamowanie?
— Pamiętam.
— No, więc, jeżeliby pan zgodził się na to, mój przyjacielu, bezwarunkowo by pan umarł.
— Więc tak! A dlaczego?
— Dlatego, że...
Zamilkł naraz, i stał się poważnym na kilka sekund... Potem ciągnął również wesoło:
— Dla tego, że, były wtedy ciężkie czasy, i trzeba było jakoś egzystować. Wieleśmy na balsamowali tych nieszczęśliwych, którzy mogli by żyć i dotychczas! Co robić? Co robić? Śmierć jednych, to życie drugich.
I zapalił cygaro.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Karol Fistoul zamilkł. Widząc, że nie mogę przyjść do siebie po takiej wiadomości, — dodał:
— Doktór Tardo-Tarda bardzo miły człowiek. Lecz tylko jemu nie można ufać. On balsamuje, balsamuje. Jednakże, przyznaj, że znajdujesz we mnie zmianę?...
Z wielkim trudem udało mi się uwolnić od mego przyjaciela, który chciał zaciągnąć mnie do sali gry, i przedstawić mi bardzo szykowne kobietki.