Życie moje, to, — jeżeli można się tak wyrazić, — szereg sprzeczności... Jestem najzgodniejszym człowiekiem, który nie wie, co to jest niezadowolenie, przyczepki lub złe usposobienie. Staram się podobać otaczającym i poddaję się wszystkim kaprysom, żeby tam nierozsądnemi nie wiem jak one były. Nigdy żadnych skarg, żadnych narzekań, żadnych rozkazów. Robię ofiarę z siebie, ze swoich pragnień swoich gustów, dla szczęścia tej, co żyje ze mną, lecz nie zważając na tak bohaterską wytrwałość, kobiety nie żyją ze mną dłużej nad trzy miesiące. Po trzech miesiącach tak nużę te wszystkie blondynki i brunetki, wysokie i niskie, tęgie, szczupłe, że zaczynają nienawidzieć mnie, że fiut! fiut! fiut!... jedne umierają, a drugie uciekają bez żadnego powodu. Bez powodu, przysięgam panu, lub przynajmniej że kobiety i ja, prawdopodobnie, jesteśmy dwoma absolutnie różnemi ze sobą istotami.
— Tak, tak, wiem, że mi mogą zaprzeczyć... Bezwątpienia, oskarżą mnie o to, że jestem kowalem własnego nieszczęścia... Lecz nie mogę znosić samotności... Gdy tylko zostanę sam, staję się zaraz ofiarą, męczących, trudnych do zniesienia przywidzeń, które są dla mnie gorszemi od każdej kobiety. Potrzebuję ciągłego gwaru. Czy będzie to muzyka, lub skrzypienie, obojętne mi to jest, byle tylko rozpędzał on widma milczenia...
— Muszę opowiedzieć tu niezbyt rzeczywista historję. Proszę o przebaczenie, gdyż będę się streszczać i postaram się nie wywoływać lubieżnych obrazów.
Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/28
Ta strona została przepisana.