cząc, opierając się na mojem ramieniu. Roiłem cudowne plany... i również milczałem, lecz moje milczenie było wymowniejszem od wszelkich słów. Naraz puściła moją rękę, zawróciła naprawo i szybko poszła w podskokach boczną ścieżką, opuszczającą się ku dolinie. Zawołałem:
— Lecz gdzież ty idziesz?... Gdzie idziesz?...
— Dom nasz znajduje się z tamtej strony wzgórza... Pójdę krótszą drogą.
I w dalszym ciągu skakała po ścieżce.
Dopędziłem ją.
— Moja droga, ta droga nigdzie nie prowadzi... idzie tylko do rzeki...
Laura zaprzeczyła.
— Jeżeli prowadzi do rzeki, to przejdziemy przez most.
— Lecz mostu niema...
— Jakto niema? Dlaczego mi pan mówi, że mostu niema? Jakiż pan niegrzeczny... Jeżeli jes- droga, to powinien być i most...
I przybrawszy surową minę, rozkazująco do dała:
— Ja chcę przejść przez most! Słyszy pan!... idź pan przez wieś, jeżeli mu się to podoba.
Zacząłem tłomaczyć Laurze, lecz ona tak ostro rozkazała mi zamilknąć, że nie ośmieliłem się już nalegać i poszedłem za nią ścieżką, potykając się o kamienie i przedzierając się przez ciernie, szarpiące mi ubranie.
Ścieżka przyprowadziła nas do szerokiej, głębokiej rzeki, w której odbijały się wierzby i olchy, ro-
Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/30
Ta strona została przepisana.