— Waży tylko trzydzieści grammów...
— Jakiż malutki! — ledwie dosłyszalnie zamruczał blady jak trup baron.
— Lecz, panie baronie... żelazo odznacza się swoją wagą.
— Jakiż on malutki!... jaki malutki!...
Wziął w drżące palce odrobinę metalu, popatrzał na nią i westchnął:
— Zatem, oto gdzie jest całe życie moje! W tem czarnem ziarnku skryta jest cała bezgraniczność miłości mojej! Jak Boule de Neige szczycić się będzie takim klejnotem... I jak ona pokocha mnie!... jak będzie płakać z miłości!...
Ostatnie słowa wyszeptał, gdyż zbrakło mu sil wypowiedzieć je głośno. I powtórzywszy sobie:
— Tak, to malutki kawałeczek, lecz nigdy jeszcze podobny klejnot nie ozdabiał szyi lub palca kobiety.
Zasnął niespokojnym snem...
W parę dni potem baron wpadł w agonię.
Boule de Neige stała przy łóżku jego i rozglądała się wkoło znudzonym wzrokiem, który wyraźnie mówił:
— Stary mi się sprzykrzył... W żaden sposób nie może umrzeć... Chciałabym iść stąd.
Wszedł lokaj z futerałem w ręku.
— Co to takiego? — zduszonym głosem spytał baron.
— To pierścionek... panie baronie.
Na twarzy umierającego ukazał się uśmiech. oczy mu błysnęły.
Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/44
Ta strona została przepisana.