— Daj tu... A ty, Boule de Neige, podejdź tu do mnie bliżej... i słuchaj dobrze...
Z trudem otworzył futerał, włożył pierścionek na palec Boule de Neige i rzekł ochrypłym głosem:
— Boule de Neige... popatrz na ten pierścionek, zrobiony jest z żelaza... Żelazo to przedstawia w sobie wszystką krew moją... Ażeby wyciągnąć je, otworzyli mi żyły... Ofiarowałem swe życie na to, ażebyś ty mogła mieć taki pierścionek, jakiego nie miała jeszcze żadna kobieta... Czy jesteś szczęśliwa?
Boule de Neige popatrzała na pierścionek z odzieniem pogardliwego zdziwienia i rzekła powoli:
— Ach, mój drogi... wiesz... wołałabym lepiej otrzymać zegar ścienny...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
I Triseps zakończył swe opowiadanie głośnym śmiechem.
— Nie, jaka paradna ta Boule de Neige...
Dziś, po południu, udałem się razem z moim przyjacielem, Robertem Hagmanem do gaju... do zapuszczonego parku, położonego o kilka kilometrów ód miasta, tam, gdzie rozszerza się i tworzy niewielką równinę, zduszona górami dolina.
Gdyśmy powracali, Robert o paręset metrów od miasta szarpnął mnie za rękaw i, wskazując na piękny dom, położony na skłonie góry, pośród tarasów i przepysznych ogrodów, spytał:
— Wiesz, co totakiego?