— Nie.
— A przecież to willa, w której przebywają duchy, mój drogi... Czyż nie wiesz? To zdumiewająca historja... Oto jak dowiedziałem się o niej...
I przyjaciel mój opowiedział mi co następuje.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przed dwoma laty miałem wynająć tą willę. Poradzono mi zwrócić się do notarjusza Klaudego Barbaux, który miał cztery najpiękniejsze i najbardziej malowniczo położone wille. Ten urzędnik ministerjum przyjął mnie bardzo grzecznie, lecz ordynarna wesołość odrazu nie podobała mi się.
To był malutki, łysy człowiek, z okrągłą twarzą i grubemi wargami, z wielkim brzuchem, ściągniętym zwyczajną i staromodną bronzową aksamitną kamizelką z wyłogami. Cała okrągła figurka jego tchnęła wulgarną radością i tylko mętne, przykryte długiemi powiekami oczy patrzały dość ponuro. Lecz tak przywykłem widzieć podobny wyraz u wszystkich ludzi, zajętych interesami, że nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi.
W kilku słowach wyjaśniłem mu cel mojej wizyty...
— Aha!... — rzekł on, kładąc swe pulchne włochate ręce na kolana, — jakby w sprzeczności z gołą czaszką ręce jego okryte były gęstymi włosami — aha! pan chce odpoczywać przez lato w Pirenejach? Prześliczna myśl... Pan nigdzie nie znajdzie tak zdrowej i przyjemnej miejscowości..