— Jednakże — zaczął doktór — myślę, że można zrobić operację!... Pan się zgadza?
— Jaką? — spytał Dickson Barnell.
— Otworzyć brzuch... przemyć zalane krwią wnętrzności... zeszyć...
— Rozumiem... rozumiem — szybko przerwał chory... — Wiele szans przy operacji?...
— Dwie na dziesięć...
— Prześlicznie! Ile szans bez operacj?
— Ani jednej.
— Operacja!...
Powiedziane to było bez gestu, bez skargi, bez lęku, z takim spokojem, jakby rzecz szła o kupne zboża lub o grę na giełdzie. Lecz te oderwane słowa zmęczyły go i zamilkł... Przyjechał chirurg, uważnie obejrzał jego rany i po krótkiej naradzie obydwóch doktorów, Dickson Barnell rzekł:
— Potrzebuję pół godziny czasu przed operacją... Czy można?...
— Ma się rozumieć — zgodził się doktór — pan koniecznie powinien sporządzić testament.
— Prześlicznie!... Mister Vinoit? Mój testament!
Mister Vinoit wyjął z szuflady biurka wielki pakiet z sześciu czerwonemi pieczęciami i podał go umierającemu. Podczas gdy doktorzy z pomocnikami swemi sterylizowali sąsiedni pokój i urządzali łoże tortur, Dickson Barnell przeczytał swój testament, wykreślił z niego parę paragrafów i pewną ręką napisał nowe rozporządzenia. Skończywszy to poprosił swego przyjaciela doktora o zaświadczenie na testa-
Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/57
Ta strona została przepisana.