Przestał nalegać; lecz zobaczywszy na stołku, koło łóżka, swój monokl, wziął go i przyłożył do ust. Zimne szkło uspokoiło go i zasnął...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Kiedy Robert skończył opowiadanie, Triseps uniósł portjerę, oddzielającą obydwa salony. I zobaczyliśmy Dickson Barnella ze zwieszoną głową, chrapiącego na krześle...
— Przyjemnie popatrzeć na bogacza — zauważył Triseps.
Spuścił portjerę, wziął prześliczne cygaro, zapalił je i puszczając w powietrze kłęby dymu:
— Wszystko nic nie warte! — westchnął, naśladując głos Dicksona Barnella.
Dziś otrzymałem list od przyjaciela mego Ulrycha Bariere, podróżującego po Rosji... Wybieram z tych licznych kartek kilka szczególnie interesujących stroniczek:
...„Widziałem w wielkich miastach pułki kawalerji. Chętnie pokazują je cudzoziemcom, jakby chcąc powiedzieć: „Patrzcie!... jakie groźne i błyszczące wojsko!... Biada temu, kto z niem się spotka! Jeźdźcy ci są zdumiewający, zupełnie swobodnie wykonywują tysiące sztuk ekwilibrystyki i równowagi na wytresowanych koniach. I wszystko to błyszczy, iskrzy się, mieni barwami. Lecz wspaniałe manewry zdumiały mnie tylko swoją teatralnością. Obawiam się,