Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/76

Ta strona została przepisana.

stał stójkowy, spoglądający na jakąś niańkę... Leci głupia twarz jego przestraszyła mnie... Już przewidywałem nieuniknione komplikacje i pytania... dlaczego?... po co?...
— Niech robią, co chcą, — rzekłem sobie. — To się mnie nie tyczy...
I szybko poszedłem w drugą stronę, nie zwracając już więcej uwagi na stójkowego, Jana Juljusza Józefa Lagoffena i małą kwiaciarkę... którą, być może ktobądż inny pochowa w nocy w swoim parku...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Parcifal i ja milcząc doszliśmy do hotelu. Parcifai zapomniał o swoim strachu... i rozmyślał. Myślał prawdopodobnie o przeszłości, gdyż, żegnając się ze mną, uścisnął mi rękę i rzekł:
— Tak... tak... mój drogi... rzeczywiście to były dobre czasy.


ROZDZIAŁ IX.

Godzina dziesiąta. Cyganie przestali rzępolić na marnych swych skrzypkach. Sala hotelowa powoli stawała się pustą. Wszyscy rozchodzą się do swoich numerów. Ach, biedne smokingi i biedne jasne toalety modniś z Tuluzy, Bordeaux lub Lipska! defilują zupełnie jak na pogrzebie. Po marnem trawieniu nastąpi ponura noc bez miłości. Ludzie będą spać ciężkim snem. W miejscowości tej sen ma duszący, ponury ciężar gór. Gdyż góra znajduje się wszędzie w waszym zamkniętym pokoju, za opuszczonemi firan-