— Na pewno, jakiś tam spór o granicę, — rzekłem sobie... — lub, być może, nieodbyty pojedynek?
Podszedłem do grupy, w tajemnicy spodziewając się potwierdzenia mojej ostatniej hipotezy.
Niedawno zamieszkałem we wsi „Trzech Zarodków“, i dzięki swej nieśmiałości, jak również i z zasady, unikałem ludzi, gdyż znajomość z nimi nie dawała mi nic, oprócz nieszczęścia. Z wyjątkiem tej codziennej, porannej przechadzki po samotnej drodze, siedziałem ciągle w domu, gdzie zajmowałem się czytaniem ulubionych książek, lub też kopałem zagonki swego malutkiego ogródka, bronionego wysokim murem od ciekawych spojrzeń sąsiadów. Nie tylko, że nie byłem popularny we wsi, lecz, prawdę mówiąc, znał mnie tylko jeden listonosz, z którym miałem ciągle stosunki. Wspominam o tem wszystkiem dla jego, ażeby oświetlić opowiadanie, a wcale nie dlatego, ażeby mówić o sobie i chwalić siebie...
Zatem, cicho i ostrożnie podszedłem do grupy tych dziwnych ludzi, i nie zauważony przez nikogo dostałem się do zbocza... Oczom moim przedstawił się straszny, niespodziewany widok. Na trawie leżał trup żebraka, ubranego w podarte łachmany; czaszka jego przedstawiała z siebie czerwoną kaszę i była tak spłaszczoną, że podobną była do tartynki z poziomek. Trawa wokoło trupa była zgnieciona, zdeptana; na zboczu drżały malutkie szcząteczki purpurowego mózgu...
— Boże mój... wykrzyknąłem...
Ażeby nie upaść, tak blizki byłem zemdlenia, — musiałem zebrać wszystkie siły swoje i schwytać za mundur żandarma. Jestem nieszczęśliwym człowie-
Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/83
Ta strona została przepisana.