Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/113

Ta strona została przepisana.

w ich domach, gdzie jakoś więcej bywa wszystkiego, aniżeli w domach katolickich.
Ale Józef nie chce o niczem słyszeć... Czynił mi wymówki, że nie jestem patrjotką, że jestem natomiast złą francuską i przepowiedział zagładę. Przy tej krwawej przepowiedni druzgotanych czaszek, wywlekanych wnętrzności, poszedł spać. Zaraz też Marjanna wyciągnęła z kredensu butelkę wódki. Czułyśmy potrzebę zapomnienia o poprzedniej rozmowie i zaczęłyśmy mówić o czem innem...
Marjanna, codzień poufalsza, opowiedziała mi o swojem dzieciństwie, ciężkiej młodości, jak była za niańkę u kupca tabacznego w Caen, jak tam została namówioną przez ucznia kupca. Był to chłopiec wysmukły, delikatny, blondynek z niebieskiemi oczyma i ze szpiczastą bródką małą i jedwabistą. Zaszła w ciążę, i kupiec, który wylegiwał się z całą zgrają ludzi, ze wszystkimi podoficerami garnizonu, wyrzucił ją... Tak młoda znalazła się na bruku wielkiego miasta z dzieckiem we wnętrznościach!... Ach, poznała ona nędzę, przyjaciel jej nie miał pieniędzy... I byłaby umarła z głodu napewno, gdyby jej ów uczeń nie wynalazł zajęcia... Ach! zabawne miejsce...
— Mój Boże, tak... — dodała — w Barataire, zabijałam króliki... i dobijałam morskie świnki... To było bardzo ładne...
I wspomnienie to wywołało na tłuste wargi Marjanny uśmiech, który wydał mi się dziwnie smutny.
Po chwili ciszy, zapytałam jej:
— A dziecko?... co się z nim stało? Marjanna uczyniła ruch nieokreślony, ruch, który jakby usuwał ciężką zasłonę z tej otchłani, w której spało już jej dziecko...
I odpowiedziała tonem kłótliwym, pobudzonym alkoholem:
— Ach! Co ty sobie myślisz... Co to ja takiego uczyniłam, mój Boże!...
— Czy jak ze świnkami morskiemi?... — podszepnęłam.
— Właśnie tak... I nalała sobie nanowo wódki.
Udałyśmy się do swoich pokoików — trochę pijane.