Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/114

Ta strona została przepisana.
VII.
6 październik.

I oto jesień. Przymrozek nieoczekiwany tak wcześnie powarzył kwiaty w ogrodzie. Gieorginje, biedne gieorginje, świadkowie czułości miłosnej pana zmrożone... zmrożone także słoneczniki, które widać było z drzwi kuchni. Nie zostało nic z roślin opuszczonych, nic po za kilkoma gieranjami i pięcioma lub sześcioma astrami, które przed śmiercią swoje bukiety pochyliły ku ziemi. Ogród kapitana Maugera, którego często widzę przez płot, spotkała klęska prawdziwa.
Drzewa we wsi zaczynają żółknąć i opadać, a niebo jest ponure. Przez całe niemal cztery dni pogrążeni byliśmy w mgle, w szarej mgle, którą czuć było sadzami i która nie ulatniała się nawet po południu...
Teraz pada deszcz z gradem, niesiony przez wiatr północno-zachodni, chłoszcze jak biczem.
Ach! Nie jest mi wcale wesoło... W moim pokoju przeraźliwe zimno... Wiatr zawiewa, woda przesącza się przez dach, zwłaszcza wokoło dwóch okienek, przez które wpada skąpo światło, do tej ponurej ciszy na poddaszu... I słychać łoskot podrywającej się dachówki, wstrząśnienia chwiejącego się dachu, trzaskanie budynku, zgrzytanie zawias ogłuszające...
Pomimo, iż potrzeba tu nagłej naprawy dachu, zaledwie wymusiłam na pani obietnicę, iż każe przyjść blacharzowi jutro rano... A nie mówiłam jeszcze nic o piecu, chociaż wobec mojej wrażliwości na zimno, czuję, iż niemożliwe będzie dla