Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/116

Ta strona została przepisana.

na biurku; temi zdumiewającemi sposobami stara się zwrócić moją uwagę na siebie... Niemal się skręca na swem miejscu. Ja jednak udaję, że wcale nie poznaję się na tem dziecinnem małpowaniu i wychodzę z wyniosłym spokojem, nie spojrzawszy nań nawet, jak gdyby go wcale nie było.
Wczoraj wieczorem zamieniliśmy krótkie słowa. Oto one:
— Celestyno.
— Czego pan sobie życzy?
— Celestyno... jesteś niedobra dla mnie.
— Ależ wszak pan wie, że jestem wywloką.
— Cóż znowu...
— Dziewczyną źle prowadzącą się.
— Cóż znowu... cóż znowu...
— Że mam w sobie brzydkie choroby...
— Ależ, do djabła, Celestyno, Celestyno... Posłuchaj mnie...
— Milcz!...
Daję słowo! Rzuciłam to. O; mam tego dosyć... Nie bawi mnie już wcale to, żeby przez moją kokieterję przewracało mu się w głowie.
Nic tu mnie nie bawi. I jeszcze gorzej, że nic mnie tu również nie rozdrażnia. Ani powietrze w tym brzydkim kraju, cisza wiejska, pożywienie ciężkie i ordynarne... ogarnęło mną odrętwienie, które nawet nie jest bez uroku...
Jednem słowem, stępiło moją wrażliwość, zaćmiło moje marzenia, zmniejszyło moją hardość i tym sposobem mogę znosić bezustanne dokuczania pani. Dzięki temu, również z zupełnem zadowoleniem oddaję się rozmowie z Marjanną i Józefem, tym dziwnym Józefem, który nie wychodzi teraz weale. I wydaje się, że znajduje przyjemność w przesiadywaniu z nami. — Myślę, że Józef zakochał się we mnie, pochlebia mi to... Mój Boże! tak... jestem taka!... Potem czytam, czytam romanse, romanse i jeszcze raz romanse... odczytuję Paul Boltrgeta... Książki te nie roznamiętniają mnie tak, jak niegdyś, męczą mnie i wydaje mi się, że są one zapełnione fałszywym szychem. Przedstawiają one ten stan duszy, który znam do-