Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/127

Ta strona została przepisana.

Umilkł. Resztę dnia przeszło, to w zdenerwowaniu, to w milczeniu, które stawało się przeraźliwie męczącem...
Po obiedzie, wieczorem już, burza wybuchnęła. Wiatr dął gwałtownie, morzę tłukło tamę kamienną z głuchym łoskotem...
Pan Jerzy nie chciał położyć się. Czuł, iż nie mógłby usnąć, a tak długą wydaje się w łóżku noc bezsenna!... Pozostał więc na swoim leżaku, ja usiadłam obok przy małym stole, na którym paliła się lampa nakryta abażurem... Lampa ta roztaczała wokoło nas słodkie różowe światło. Nie rozmawialiśmy z sobą...
Pomimo, że oczy pana Jerzego gorzały silniej niż zazwyczaj, on wydawał się spokojniejszym... Refleksy różowe od lampy ożywiły swem światłem jego rysy i jego cerę twarzy delikatną i uroczą... Ja coś szyłam.
W tejże chwili odezwał się:
— Połóż na chwilę tę robotę, Celestyno... i chodź do mnie...
Zwykle byłam posłuszna jego życzeniom i kaprysom...
On za to okazywał mi entuzjastyczną przyjaźń, którą uważałam za rodzaj wywdzięczania się... I tym razem posłuchałam jak zwykle.
— Bliżej do mnie... jeszcze bliżej... szeptał.
Potem:
— Teraz daj mi rękę...
Bez najmniejszej nieufności, pozwoliłam mu wziąć moją rękę i pieścić się z nią.
— Jaką masz ładną rękę!... A oczy twoje jakie ładne!... Jesteś ładną... cała... cała... cała!...
Często mówił mi o mojej dobroci... nigdy nie mówił czy jestem ładna — nadewszystko nigdy nie mówił do mnie w taki sposób... Zadziwiona, a w głębi zachwycona jego słowami, które wymawiał głosem, w którym czuć było przyspieszony oddech, instynktownie zapragnęłam cofnąć się.
— Nie... nie... nie odchodź... Zostań przy mnie blisko... ty nawet nie wiesz, jak mi jest dobrze, gdy cię czuję blisko