słabnął, starałam się nowemi bardziej podbudzającemi pieszczotami ożywić jego na chwilę nadwątlone członki, dać im złudną siłę... Mój pocałunek posiadał okrutną moc rozpalań ożywnych, działał jak kanteryzacja.
— Zawsze... zawsze... zawsze!...
Pocałunek mój miał coś w sobie złowrogiego i obłędnie zbrodniczego. Wiedząc, że zabijam Jerzego, dążyłam z zaciekłością do zabicia siebie także, w tem samem szczęściu i w tym samym bólu.
Z równą odwagą poświęcałam jego życie, jak i swoje...
Z jakąś cierpką i dziką egzaltacją, która dziesięciokrotnie potęgowała naszą intensywność, wchłaniałam, wypijałam śmierć, całą śmierć z jego ust... nacierałam sobie wargi tą trucizną... Raz, gdy zakasłał, ujęłam go w ramiona, chwycił go wtedy atak gwałtowniejszy niż zazwyczaj, ujrzałam na jego zapienionych wargach wielką, zanieczyszczoną krwią plwocinę.
— Daj... daj... daj!....
Połknęłam tę plwocinę z zabójczą chciwością, jakby to był specjał życia...
Pan Jerzy nikł w oczach. Ataki powtarzały się coraz częściej, stawały się coraz cięższe i boleśniejsze. Pluł krwią i popadał w długie omdlenia, podczas których myślano, że już żyć przestał. Ciało jego wychudło, zupełnie ogołociło się z tłuszczu, zapadło się, jakby pod skórą nic nie pozostało prócz kości, przypominał raczej jakiś przedmiot anatomiczny, aniżeli człowieka. Radość, która napełniała dom, szybko skończyła się, zamieniając się w ponurą boleść. Babka nanowo przepędzała dnie w salonie płacząc, modląc się i nasłuchując szmeru. Zamieniona w słuch, spoglądała na drzwi, dzielące ją od najdroższego dziecka, torturowała się okrutnie dręczącą myślą, iż dojść ją może stamtąd krzyk... krztuszenie... z ostatniem westchnieniem... oto wszystko, co jej zostało po tym ukochanym, jeszcze żyjącym. Gdy wychodziłam z pokoju, ona chodziła za mną krok w krok po domu i jęczała:
— Dlaczego, mój Boże... dlaczego?... I co mu się stało?..
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/134
Ta strona została przepisana.