Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/15

Ta strona została przepisana.

— Ma pani kufer?
— Tak, mam jeden.
Proszę mi oddać kwit od bagażu i zaczekać.
Widziałam go następnie na dworcu, urzędnicy nazywali go przyjacielsko i z szacunkiem „Panem Ludwikiem“. Wyszukał kufer, zabrał wraz z pakunkiem, jaki jeszcze miałam, i zaniósł to wszystko do oczekującego angielskiego wózka.
— Więc wsiada pani? — spytał.
Zajęłam miejsce obok niego i wyruszyliśmy.
Woźnica przyglądał mi się z pod oka. — Ja obserwowałam go również. — Przekonałam się w tej chwili, że mam do czynienia z nieokrzesanym wieśniakiem, ze służącym bez stylu, takim, który nigdy nie służył w wielkich domach To mnie niecierpliwiło. — Ogromnie lubię piękne liberje. — Nic mnie tak nie podbudza, jak spodnie z białej skóry, okalające nerwowe uda. Pan Ludwik zaś nie posiadał najmniejszego szyku, powoził bez rękawiczek, szaro-niebieskie jego ubranie było za szerokie, czapka płaska z ceratowym daszkiem obwiedziona złotym galonem. Przy tem wszystkiem mina brutala, ale niezłego z gruntu człowieka. Znam te typy. W pierwszych dniach są złośliwi, potem się jakoś z nimi układa, często nawet tak się układa, że lepiej nie trzeba.
Bardzo długo nie przemówiliśmy do siebie słowa. On robił miny wielkiego stangreta, podnosił lejce wysoko i starał się okrągłymi giestami wywijać batem. Ja przyglądałam się krajobrazowi, który nie posiadał nic szczególnego: pola, drzewa domy jak wszędzie. Ściągnął konia, aby podjechać na pochyłość i w tej chwili z uśmiechem filuta zapytał:
— Czy przywiozła pani z sobą duży zapas bucików?
— Bezwarunkowo! — powiedziałam zdziwiona pytaniem, do niczego nie prowadzącem, a jeszcze bardziej szczególniejszym tonem, jakim było uczynione.
— Dlaczego pytacie mnie o to?... Jest trochę głupie wasze pytanie, mój gruby ojcze.
On szturgnął mnie lekko, potem powiódł po mnie dziwnym wzrokiem; było w nim tyle gorzkiej ironji, że nie po-