jest nią harmonja rysów, ani czystość linji, które dla kobiety stanowią piękność mężczyzny... Jest to ooś niewidocznego, coś, czemu trudno dać nazwę... rodzaj pewnego pokrewieństwa, raczej coś w rodzaju seksualnej atmosfery, cierpkiej, napełniającej trwogą i zarazem oszołamiającej, której poddają się prawdziwe kobiety mimowiednie. Otóż wokoło Józefa jest tego rodzaju atmosfera... Pewnego dnia podziwiałam go, gdy podniósłszy baryłkę wina, igrał z nią tak, jak igra dziecko z piłką kauczukową. Jego wyjątkowa siła, jego zręczna elastyczność, niebywale straszliwa siła jego lędźwi, atletyczny rozrost jego bark, wszystko to rozmarza mnie.
Nie umiałam sobie wytłómaczyć wrażenia, jakie na mnie sprawiał, czułam tylko, że pomiędzy mną a Józefem jest jakaś nić niewidzialna... związek psychiczny i moralny, który z każdym dniem staje się ściślejszym...
Z okna garderoby, w której pracowałam, spoglądałam niekiedy w ogród... Był tam, pochylony nad robotą, z twarzą niemal przy ziemi w kwiatach, lub klęcząc przy ścianie, równał szpaler... Niespodziewanie znikał... wychylam głowę, patrzę... nie ma nikogo... Zapadł się pod ziemię?... Przeszedł pod murem?...
Nieraz od czasu do czasu zdarzało mi się pójść do ogrodu, aby zanieść rozkaz pani...
Nie widząc go nigdzie, wołam:
— Józefie... Józefie... gdzie jesteś?...
Żadnej odpowiedzi... Wołam jeszcze...
— Józefie... Józefie... gdzie jesteś?...
W tejże chwili, bez szelestu, Józef zjawia się z za drzewa, lub z zagonu jarzyn przedemną. Zjawia się z wyrazem twarzy zamkniętym, surowym, z włosami spłaszczonemi, z koszulą roztwartą, ukazującą wypukłe piersi... Skąd się wziął?... Skąd przyszedł?... Gdzie się mógł znajdować?...
— Ach, jakże Józef mnie przestraszył...
I na ustach i w oczach jego dostrzegam przerażający uśmiech, który naprawdę ma w sobie błysk krótkiego stalowego noża... Myślę, iż człowiek ten jest chyba djabłem...
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/162
Ta strona została przepisana.