jutro po dziennikach... i porozsyłane do prenumeratorów... I tak jak ci mówiłem... idź wszędzie... do wszystkich domów... również do republikanów... Być może, iż wyrzucą cię za drzwi?... To nic nie szkodzi... Jeżeli pozyskasz choć jedną z tych wstrętnych świń... to zawsze coś... Nie zapominaj, że masz sto su za jednego republikanina.
Zakrystjan potwierdzał skinieniem głowy. Umieściwszy broszury pod pachą, odszedł odprowadzony do sztachet żelaznych przez Józefa.
Gdy Józef powrócił spostrzegł w oczach moich zapytanie:
— Tak... wyrzekł niedbale... kilka piosenek... kilka obrazków... i broszury przeciw żydom, przeznaczone do rozpowszechnienia... Urządziliśmy to z księżmi... pracowałem nad tem... To mój pomysł... trzeba dodać, że i dobrze mi się opłaca.
Usiadł z powrotem przed małym stolikiem i na nowo przebierał ziarna.
— Tak... tak... powtórzył — za to nieźle płacą... Ach, oni mają pieniądze, ci panowie księża... I zląkłszy się, że zadużo powiedział, dodał:
— Mówię to do ciebie Celestyno... ponieważ jesteś dobrą kobietą... i dlatego, że mam zaufanie do ciebie... Niech to jednak zostanie pomiędzy nami...
Po chwili milczenia:
— Jaka dobra myśl nawiedziła cię, żeś tu dziś wieczór przyszła... dziękuję ci... to bardzo ładnie z twojej strony... to mi pochlebia.
Nigdy nie widziałam go tak uprzejmym i tak rozmownym... Pochyliwszy się nad stoliczkiem tuż przy Józefie, układałam ziarna przebrane na talerz, i odpowiedziałam z kokieterią:
— A jednak w tej chwili po obiedzie odszedłeś. Nie poświęciłeś mi ani spojrzenia... Czy można ci pomagać oczyszczać ziarna?..
— Dziękuje Celestyno... Już skończone.
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/170
Ta strona została przepisana.