Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/172

Ta strona została przepisana.

— Jestem taką jak Józef, ja?..
— Naturalnie nie z twarzy... Ale ty i ja w głębi duszy, jesteśmy jednakowi... Tak, niezawodnie wiem, co mówię...
Nastąpiła krótka chwila milczenia. Podjął na nowo głosem mniej twardym:
— Mam przyjaźń dla ciebie Celestyno... i przytem...
— I przytem?..
— Mam także pieniądze.. trochę pieniędzy...
— Ach?..
— Tak, trochę pieniędzy... No, przecież nie służy się czterdzieści lat po dobrych domach na to, aby sobie czegoś nie odłożyć.. Nieprawdaż?..
— Z pewnością... odpowiedziałam, coraz bardziej zadziwiona słowami i zachowaniem Józefa...
— Czy dużo ma Józef pieniędzy?..
— Och! trochę... tylko...
— Czy można wiedzieć ile?..
Józef przybierając lekki odcień szyderstwa, wyrzekł:
— Domyślasz się zapewne, że tu ich nie mam... Są w takiem miejscu złożone, gdzie dają procent...
— Tak, ale ile ich jest?...
Wtedy głosem zniżonym, zupełnym szeptem powiedział mi do ucha:
— Może piętnaście tysięcy franków... może więcej...
— La Boga... Józef tyle odłożył?...
— O być może że nieco mniej... to niewiadomo...
W tejże chwili psy uniosły swoje czujne łby, pobiegły do drzwi, zaczęły szczekać.
Poruszyłam się przestraszona.
— To nic... uspakajał mnie Józef... i zawoławszy na psy kopnął każdego w brzuch...
— To ludzie przechodzą drogą... A zaraz... to Róża powraca do domu... Poznaję jej kroki.
W istocie w kilka sekund potem, usłyszałam odgłos kroków na drodze, potem oddalony skrzyp zamykającej się furtki... Psy umilkły. Usiadłam na stołku w kącie izby, Józef