Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/187

Ta strona została przepisana.

nych piór na włosach, pani Charrigaud, obracając się to na lewo to na prawo, uśmiechnięta, nie wypowiadająca ani słowa, a uśmiech jej był tak nieskończenie nieruchomy, iż zdawało się, że usta jej są umyślnie pomalowane w ten sposób, iż czynią wrażenie jednostajnie uśmiechniętych.
— Ach, jaka prostaczka — myślał Charrigaud — jak zadziwiająco śmieszna kobieta!... I jaka ordynarna ta jej toaleta! Przez nią jutro będziemy pośmiewiskiem całego Paryża...
A ze swej strony pani Charrigaud z swym nieruchomym uśmiechem myślała:
— Jaki idjota ten Wiktor! Jak fatalnie zachowuje się!... Ładnie nas jutro „ubiorą“ przez te jego gałki z chleba...
Dyskusja światowa wyczerpała się, po krótkim zwrocie o miłości, zaczęto rozmawiać o starożytnych cackach. Tu zawsze tryumfował młody Lucjan Sartorys, który posiadał u siebie zachwycające drobiazgi. Mówiono, iż jest bardzo zręcznym i szczęśliwym kolekcjonerem. Jego zbiory były sławne.
— Ale gdzie pan wynajduje te wszystkie „cudowności“ — pytała pani Rambure...
— W Wersalu... odpowiedział Sartorys, u poetycznych wdów i u sentymentalnych kanoniczek. Nie można wyobrazić sobie, ile jest skarbów ukrytych u takich starych dam.
Pani Rambure znowu zadała mu pytanie:
— Co pan jednak czyni, iż one decydują się sprzedawać te rzeczy?
Cyniczny, ale ładny, wygiąwszy swój smukły biust, odpowiedział z widoczną chęcią wprowadzenia towarzystwa w podziw:
— Umizgam się do nich... i jednocześnie oddaję się wraz z niemi praktykom anti-naturalnym.
Przyjęto okrzykiem tę śmiałość odezwania się, ale ponieważ wszystko wybaczano Sartorysowi, każdy zaczął się śmiać.
— Co pan nazywa praktykami anti-naturalnemi?... tonem niby ironicznym, jednak z intencją łobuzerstwa, nieco