Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/207

Ta strona została przepisana.

żenie cofnąć się i zamknąć drzwi... Ale ksiądz dziekan, zadziwiony tem niespodziewanem jej ukazaniem się, a także jej przekrzywionym kornetem i bladością twarzy, podszedł na jej spotkanie z niepokojem w oczach.
— Niech ksiądz dziekan odeśle stąd dzieci natychmiast — prosiła siostra Aniela — natychmiast... Muszę z dziekanem pomówić.
— Och, mój Boże!... Co się takiego stało?... Ależ co takiego?... siostra jest wzruszona...
— Proszę, niech ksiądz dziekan odeśle dzieci — powtarzała siostra Aniela — Zaszło coś ważnego... bardzo, bardzo ważnego...
Uczniowie rozeszli się, siostra Aniela padła na ławkę, pozostała tak na niej kilka sekund, poruszając nerwowo swoim krzyżem miedzianym i poświęcanymi medalikami, które dzwoniły na jej skrochmalonym płóciennym kołnierzu, spadającym od szyi aż na jej płaskie, niepłodne piersi.
Ksiądz dziekan otworzył usta i pozostał tak chwilę, głosem urywanym:
— Prędko... moja siostro... mów prędko... przerażasz mnie... Co się takiego stało?
Siostra Aniela wyrzekła krótko:
— W tejże właśnie chwili, gdy przechodziłam pod arkadami... widziałam na kościele... mężczyznę zupełnie nagiego!...
Ksiądz dziekan otworzył usta i pozostawał tak chwalę, poczem wyszeptał:
— Mężczyznę zupełnie nagiego?... Widziała siostra... na moim kościele?... Siostra jest tego pewna?...
— Widziałam go...
— Znalazłby się w mojej parafji człowiek tak bezwstydny... taki rozpustnik... żeby aż spacerował zupełnie sago po moim kościele?... Ależ to wprost nie do uwierzenia!... Ach! ach!... twarz jego sponsowiała ze złości; z gardła wychodziły słowa:
— Zupełnie nagi na moim kościele?... Och!... W jakimż