Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/217

Ta strona została przepisana.

— W tym rodzaju... tak jest prześlicznie...
I podczas gdy poruszała moje włosy, zapytywałam siebie, czy pani czasem niema trochę bzika, albo nosi w sobie jakie namiętności przeciwne naturze... No, naprawdę!.. tego mi tylko brakowało!..
Gdy skończyła, zadowolona z moich włosów, zapytała mnie:
— Czy to jest twoja najładniejsza suknia?..
— Tak, proszę pani...
— Jest za skromna... Dam ci swoją, którą sobie każesz dopasować... A ubranie pod spodem?..
Uniosła moją spódnicę lekko do góry.
— Tak, widzę... To nie jest to... A bielizna... czy przyzwoita?..
Podrażniona tem nieznośnem badaniem, odpowiedziałam suchym głosem:
— Nie wiem, co pani chce powiedzieć przez... przyzwoita?.. — Pokaż mi swoją bieliznę... idź przynieś mi ją... Tak, pochodź trochę... jeszcze... wróć.. odwróć się... Ona dobrze chodzi... ma szyk...
Gdy obejrzała moją bieliznę, wykrzywiła się...
— Och to płótno... te pończochy... te koszule... co za okropność!.. A gorset!.. Nie chcę tego widzieć u siebie... Nie chcę, abyś to u mnie nosiła... Czekaj Mery... chodź ze mną...
Otworzyła szafę różową, wysunęła wielką szufladę, zapełnioną pachnącymi fatałaszkami, i mieszając wszystko bezładnie, wyrzucała na dywan.
— Weź to Mery... weź wszystko to... Zobaczysz, jest tu dużo do przerobienia, do przypasowania, no i trzeba porobić małe reparacje... To sobie zrobisz... Weź to... jest tu po trochu wszystkiego... będziesz miała ładną garderobę, porządną wyprawę... Bierz to wszystko...
Istotnie było tam wszystko... jedwabny gorset, jedwabne pończochy, jedwabne koszule i z cieniuchnego batystu prześliczne majtki i przecudne kołnierzyki, i halki szeleszczące... Sil-