I gdy o tem wszystkiem rozmyślam... Także „gwiżdżę“...
Namiętność, a raczej zajęcie się mną pana Ksawerego nie trwało długo. Bardzo prędko „gwizdał na mnie“.
Nie potrafiłam go zatrzymać w domu. Bardzo często gdy wchodziłam rano do jego pokoju, kołdra była nienaruszona, a łóżko puste. Pan Ksawery wcale znowu nie wrócił tej nocy...
Kucharka znała go dobrze, twierdząc: „Woli kokoty to dziecko!... Powrócił do swoich obyczajów, do swoich zwykłych przyjemności, do swoich biesiad codziennych...
Pewnego poranku uczułam bolesne ściśnienie serca i przez cały dzień było mi smutno, smutno!....
Nieszczęściem było to, że pan Ksawery nie miał w sobie krzty uczucia... Nie był poetyczny jak pan Jerzy. Po „rzeczy“ nie istniałam dla niego, „rzecz“ skończyła się... idź precz... nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.
Nigdy nie wyrzekł do mnie ani jednego miłego słówka, jak to rozmawiają z sobą zakochani w książkach, albo w dramatach. Przytem nie lubił on nic z tego, co ja lubiłam... nie lubił nawet kwiatów, z wyjątkiem dużych gwoździków, jakie nosił w butonierce...
A to tak przyjemnie nie myśleć bezustannie o drobnostkach i porozmawiać o rzeczach, które ukajają serce, przytem zamieniać pocałunki bezinteresowne, patrzeć sobie w oczy... Ale mężczyźni są grubianinami... oni nie odczuwają tych radości... tych radości czystych i tak niebiańskich... A to wielka szkoda...
Pan Ksawery nie znał nic prócz występku i znajdował jedynie przyjemność w rozpuście...
Wszystko to, co w miłości nie było występkiem i rozpustą, nudziło go...
— Ach nie!... wiesz, to nudne... Gwiżdżę na poezję... kwiateczki błękitne... ach, to dla papy...
Gdy już się mną nasycił, stawałem się dlań natychmiast
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/229
Ta strona została przepisana.