kreaturą nie człowiekiem, służącą, której wydawał rozkazy z całą bezwzględnością pana, połączoną z cyniczną blagą smarkacza. Przeszłam przez stan ogłupiającej miłości, przez stan niewolniczej miłości...
On często z uśmiechem w kątach ust, z okropnym uśmiechem, który przyprawił mnie o dreszcze, i który upokarzał mnie, zapytywał: — i cóż papa?... Naprawdę?... jeszcze nie spałaś z papą?... Zadziwiasz mnie.
Razu jednego nie mogłam wstrzymać łez... dławiły mnie. Pan Ksawery rozgniewał się.
— Ach nie... wiesz, to już przechodzi wszystko... Płacze... sceny?... trzeba się tego wystrzegać, moja droga... bo w takim razie... żegnam. Gwiżdżę na takie głupstwa!...
Co do mnie, gdy się znajduję pod wrażeniem szczęścia, pragnęłabym zatrzymać w ramionach tego, który mi je dał... długo, długo... Po wzruszeniach rozkoszy uczuwałam potrzebę niezmierną, wprost nieodzowną — niewinnej pieszczoty, czystego uścisku, pocałunku, który przestaje być rodzajem dzikiego kąsania, a który zamienia się w idealną pieszczotę duchową...
W miłości jestem zdolna iść do otchłani szaleństwa, do piekła, aby uzyskać ten raj ekstazy, tej przecudownej, słodkiej, prawdziwej ekstazy...
Pan Ksawery gwizdał na ekstazę... Natychmiast wyrywał się z moich ramion, z uścisku, od pocałunków, które były dlań fizycznie nieznośne.
Naprawdę zdawałoby się, że nic, ale to nic nie łączyło nas, że nie było między nami tego związku ciał... Jak gdyby one, te nasze ciała, te nasze usta, te nasze dusze, ani na jedna chwilę nie jednoczyły się w obopólnym krzyku zapomnienia, w owem cudownem zapamiętaniu.
Gdy go pragnęłam zatrzymać na swoich piersiach, wyrywał się, odpychał mnie brutalnie, i wyskakując z łóżka wołał:
— Ach! nie... wiesz... jesteś obrzydliwa...
I zapalał cygaro...
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/230
Ta strona została przepisana.