— To nic — powiedział. — Idź przynieś mi te dziewięćdziesiąt franków... Oddam ci je jutro...
Wziąwszy pieniądze, podziękował mi w ten sposób: „To dobrze“, tonem krótkim i suchym, który zmroził mi serce. Potem wyciągnął nogę ruchem brutalnym i:
— Zawiąż mi sznurowadło u buta... rozkazał zuchwale... Prędko, spieszę się...
Spojrzałam nań smutno, błagalnie:
— Zatem nie zostanie pan dziś wieczór na obiedzie, panie Ksawery?
— Nie... mam obiad na mieście... Spiesz się...
Zawiązawszy sznurowadła, jęknęłam:
— Zatem będzie pan znowu wyprawiał wesela z temi nieczystemi kobietami?... I nie powróci pan na noc?... A ja przez całą noc będę płakała... to nieładnie, panie Ksawery...
Głos jego stał się twardym, a nawet zupełnie złym, gdy wypowiadał do mnie te słowa:
— Jeżeli dlatego mi to mówisz, że pożyczyłaś mi dziewięćdziesiąt franków... możesz je sobie zabrać z powrotem... Zabieraj je.
— Nie...nie... — wzdychałam. — Pan wie dobrze, że to nie dlatego.
— A więc daj mi święty spokój!...
Pospiesznie skończył się ubierać... i wyszedł nie uścisnąwszy mnie, nawet bez jednego słowa pożegnania.
Nazajutrz nie było mowy o zwrocie pieniędzy, nie upominałam się. Sprawiało mi to przyjemność, iż ma on cośkolwiek odemnie...
I zrozumiałam wówczas kobiety, które zapracowywują się, zrozumiałam kobiety, sprzedające się przechodniom w nocy na chodnikach ulic. Zrozumiałam kobiety, które kradną, kobiety, które zabijają... dla dostarczenia pieniędzy mężczyźnie, którego kochają...
Oto co nawiedziło mnie... I czy naprawdę tak nawiedziło mnie, że się na wszystko godziłam?... Niestety, nic nie wiem...
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/232
Ta strona została przepisana.