Są chwile, w których wobec mężczyzny bezsilną... tak bezsilną... zupełnie bez woli, bez głupią, ach!... taką zupełnie głupią.
Pani odmieniła się już dla mnie. Z uprzejmej, jaką była dotychczas, stała się ostrą, wymagającą, wprost zadręczała mnie... Stałam się wogóle głupią, nic nie umiejącą zrobić, niezręczną, nieporządną, źle wychowaną, zapominającą i złodziejką... i głos jej początkowo tak łagodny, koleżeński, przybrał teraz kwaśny smak octu. Wydawała mi rozkazy tonem przykrym... odtrącającym...
Skończyły się posiedzenia nad fatałaszkami, nacieranie goldkremem, pudrem ryżowym. Skończyły się poufne zwierzenia i rady sekretne, zawstydzające mnie tak na razie, iż w pierwszych dniach pobytu zapytywałam siebie, czy pani nie kocha się w kobietach?...
Skończyły się dni niejasnego koleżeństwa, na dnie których tak dobrze odczuwałam, iż nie wypływają one z dobroci.
Teraz dochodzi do tego, że kłócimy się z panią, rzucamy sobie w oczy naszą zażyłością kilkunastodniową, jak staremi i brudnemi ścierkami...
— Za co więc uważasz nasz dom?... krzyczy pani... Czy znajdujesz się u jakiej dziewczyny?...
A ja na jej uniesienie odpowiadam:
— Ach, jakiż porządny, ten wasz dom... można się nim poszczycić... A pani?... pani jest także porządna... A pan?... Och!... la! la! Znają was w całym Paryżu... Wszędzie aż krzyczą...
Kłótnie nasze dochodziły do najgorszych obelg, do najmocniejszych pogróżek, wyrażenia schodziły aż do słownika dziewcząt ulicznych...
I nagle wszystko ucichło... Zmianę tę sprowadził pan Ksawery, który znów zagustował we mnie... na krótko niestety!... I nanowo rozpoczęły się mętne poufałości, wstydliwe zwierzenia, podarunki fatałaszków, obietnice zdwojenia pensji, smarowanie kremem Simon — no i perfumowanie.
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/233
Ta strona została przepisana.