Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/244

Ta strona została przepisana.

mi w głowie oddawna... Przytem było to namiętnością Klekle... od czasu, gdy została wciągnięta w rozpustę tego rodzaju przez jedną ze swych pań, żonę jenerała... i przebywała u niej przez lat cztery...
Podczas jednej nocy, gdy spałyśmy razem, opowiadała mi cichym głosem, śmiesznie szczebiocząc, że ostatnio była ona w obowiązku u wysokiego urzędnika z magistratu w Versalu.
— Wyobraź sobie, że były tam tylko same zwierzęta... koty, trzy papugi, jedna małpa, dwa psy... Trzeba było to wszystko pielęgnować... Nic nie było dostatecznie dobre dla nich... Nam dawano resztki... Im najlepsze mięso, kremy, ciastka, wodę d‘Evian, aby te wstrętne zwierzęta nie dostały czasem tyfusu, który właśnie grasował epidemicznie w Versalu...
Tej zimy pani kazała postawić w moim pokoju piec i tam pomieściła małpę i koty. Czy uwierzysz w to?... Szczególniej nienawidziłam jednego z psów... starego, wstrętnego mopsa, który zawsze właził mi pod spódnicę... i zawsze za to dostawał odemnie kopnięcie... Jednego ranka pani weszła, gdy go biłam... Ach, co to była za scena... Wyrzuciła mnie za drzwi... I gdybyś ty wiedziała, moja droga, co to był za pies... I z wybuchem śmiechu, który tłumiła na moich piersiach:
— Ach, ten pies... kończyła... on miał takie zachcenia, jak mężczyzna...
Ach, ta Klekle!... jakaż ona była śmieszna i zachwycająca!...

Państwo zupełnie nie martwią się zadawanemi służbie przykrościami, ani też nie robią sobie skrupułu wyzyskując ją. Wyzysk ten ciąży na nas od wieków.
Zarówno państwo, jak i kantory, a także instytucje miłosierdzia wyzyskują, nie licząc kolegów, pomiędzy którymi jest duża liczba nikczemników. Nikt nikim nie interesuje się, każdy żyje, aby się najeść i bawić się pomimo swojej nędzy.