Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/247

Ta strona została przepisana.

— A twój, Celestyno? — zapytał mnie z kolei.
— Mój?
Zwinęłam swoje ręce w rodzaj szponów, i uczyniwszy giest dziko-drapieżny, zwróciłam je do twarzy.
— Moje paznokcie... do ich oczów! — odparłam.
Kamerdyner, którego nie pytaliśmy, a który właśnie układał bojaźliwymi palcami na kryształowym talerzu owoce, ubierając je kwiatami, odezwał się spokojnie:
— Mnie zadowolniłoby pokropienie w kościele ich pysków porządnym witryolejem.
I mówiąc to, zatknął różę pomiędzy dwie gruszki.
Ach! tak... jak my ich kochamy!.. A jednak zemsty nie zdarzają się często.
Gdy myślę, że kucharka naprzykład codziennie trzyma w rękach życie swoich państwa... pewna doza arszenniku w miejsce soli, trochę strychniny zamiast octu... i byłoby!.. No, i jednak nie robi tego...
Widocznie już tak trzeba, aby w naszej krwi tkwiła służalczość!..
Nie piszę według żadnych wskazówek, a spisuję to, co myślę i to, na co patrzę... I twierdzę, że wszystko to nie jest piękne... twierdzę, że z chwilą, gdy przyjmuje się pod swój dach choćby najlichszą istotę, najnędzniejszą dziewczynę, to powinno się nią opiekować i starać się, aby jej było pod tym dachem dobrze...
Twierdzę także, że jeśli państwo nie dają nam tego, mamy prawo brać sobie to sami, czerpać tak z ich skrzyni, jak z ich krwi...
A zresztą dosyć... Być może mylnie sądzę rzeczy, które wyrządziły mi tyle krzywd i które wciąż tkwią mi w głowie... Wolę zatem powrócić do swoich drobnych życiowych wydarzeń.

Bardzo trudno było mi opuścić siostry Notre-Dame de Trente-six Douleurs...
Pomimo miłości Klekle, i pomimo wrażeń miłych i no-