Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/261

Ta strona została przepisana.

— Ja?.. Dlaczego Józef tak mówi?..
— Ponieważ...
— Nie Józefie... to właśnie Józef przestał mnie kochać... to właśnie Józef ma w głowie teraz co innego... Ja nie odmówiłam... tylko zastanawiałem się... to jest zresztą zupełnie naturalne... Nie wiąże się życia bez zastanowienia... Józef powinien być nawet wdzięcznym mi za to wahanie się... to dowodzi, że jestem kobietą poważną, a nie płochą.
— Jesteś dobrą kobietą, Celestyno... porządną kobietą...
— A zatem?
Nareszcie Józef przestał chodzić i spojrzał na mnie głęboko... z niedowierzaniem jeszcze, ale mimo to z uczuciem.
— To nie o to idzie, Celestyno — wyrzekł zwolna. — Wcale nie zabraniam ci się namyślać... i nie śpieszę się... owszem, zastanów się dobrze... Mamy czas... i porozmawiamy o tem, gdy powrócę... Ale ogromnie nie lubię twojej ciekawości. Są rzeczy do których kobiety nie powinny się wtrącać... są rzeczy...
I zdanie swe przerwał poruszając głową.
Po chwili milczenia dodał:
— Nic innego i nikt inny nie siedzi mi w głowie oprócz ciebie, Celestyno... Myślę wciąż o tobie... i krew moja burzy się do ciebie... Jest to taką prawdą, jak to, że Bóg istnieje, że to, co raz powiem, zawsze powtórzę... Porozmawiamy o tem... Ale nie trzeba być ciekawą... Rób to, co do ciebie należy... i ja robić będę to samo, co zazwyczaj... Nic tu niema strasznego ani niespodziewanego.
Zbliżywszy się, ujął mnie za ręce.
— Mam twardą głowę, Celestyno... to prawda! Ale już jak co wejdzie w nią, to siedzi mocno... już nie można potem z niej tego wyciągnąć... Myślę o tobie, Celestyno... o tobie w kawiarni...
Rękawy jego koszuli były zawinięte, obciskały mocno ręce. Nabiegłe krwią muskuły tych olbrzymich, jędrnych rąk poruszały się żywo pod białą skórą. Niżej łokcia z każdej