Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/267

Ta strona została przepisana.

i potem mówi: „Ach szelma!... ach szelma!“ Następnie dyszy... dyszy... Ach, on jest bardzo miły!
Odeszłam od Marjanny z ciężarem w sercu... Teraz już się nie śmieję, nigdy nie będę się już śmiała z Marjanny, i litość dla niej zamieniała się we mnie w jakieś bolesne rozrzewnienie.
Ale przedewszystkiem rozrzewniam się nad sobą. Gdy powróciłam do swego pokoju, ogarnął mnie jakiś rodzaj, wstyCdu i wielkie zniechęcenie... Nie trzeba nigdy rozmyślać nad miłością... Bo jakże smutną w rzeczywistości jest miłość! Co zostaje po niej? — Śmieszność, gorycz, lub zupełnie nic... Co mi pozostało teraz po panu Janie, którego fotografja pyszni się w ramkach z czerwonego pluszu, stojąc na kominku? czuję tylko zawód, iż kochałam tego rodzaju próżną i bez serca kreaturę, i takiego głupca... I czy naprawdę mogłam kochać coś w tym rodzaju, o tej białej chorowitej twarzy, ujętej w te czarne kotlety lokajskie, z tymi rysami służalczości na czole. Fotografja ta irytuje mnie... Nie mogę mieć przed sobą codziennie tych głupich oczu, które bezustannie patrzą na mnie w jeden i ten sam sposób, pyszałkowato zuchwały i zarazem służalczy. Ach, nie! Niech idzie do innych na dno kufra, i niech oczekuje tego, jak stopniowo, coraz bardziej nienawiść moja zwiększać się będzie, aż wreszcie wszystko, całą przeszłość pochłonie radosny ogień i zrobi z tego popiół!...

Myślę o Józefie... Gdzie jest w tej chwili? Co robi? Czy pamięta o mnie? Prawdopodobnie jest teraz w kawiarni. Ogląda, rozpytuje, zdejmuje miary, być może wyobraża sobie ten efekt, jaki sprawię, zasiadłszy za kontuarem na tle luster pomiędzy różnokolorowemi butelkami. Chciałabym znać Cherbourg ulice tamtejsze, place, port, o którym opowiadał mi Józef. Przewracałam się z boku na bok w łóżku z pewną dumą. Myśli moje powędrowały do lasu w Raillon — widziałam znów trupa małej Klary... a potem znów kawiarnię. Nakoniec po strasznem umęczeniu usnęłam, mając przed oczami twardy i surowy obraz Józefa; stał on wciąż przedemną, gdzieś