Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/271

Ta strona została przepisana.

czynać od początku! I czyż to jest sprawiedliwe? Czyż to nie jest wstrętne złodziejstwo?
Złodziejstwo!... W którąkolwiek stronę by się nie zwrócić, wszędzie złodziejstwo... Naturalnie, że zawsze najbardziej okradani są ci, którzy nic nie mają, przez tych, którzy mają wszystko... Ale cóż robić?... Wściekamy się, buntujemy i w końcu powiadamy sobie, iż ostatecznie lepiej być okradanym, aniżeli zdychać jak pies na ulicy...
Świat jest urządzony nędznie, to nie ulega wątpliwości... Jaka szkoda, że generałowi Boulanger nie udało się to wtedy... Przynajmniej ten, wydawało się, że ujmuje się za służbą, że lubi ją.
Biuro, w którem, byłam tak głupia, że zapisałam się, mieściło się przy ulicy Colisée, w głębi podwórza, na trzeciem piętrze zczerniałego starego domu, mającego wygląd domu dla robotników. Wejście i schody ważkie i drabiniaste o stopniach brudnych, do których przylegały podeszwy, poręcz lepka, obmierzła, przytem powietrze okropne.
Nie chcę przesadzać, ale doprawdy widok tych schodów był dostateczny, aby sprawić mi nudności i obudzić chęć do ucieczki.
Nie mogę zrozumieć, jak do takiej obmierzłej, niezdrowej dziury, mogły przychodzić eleganckie, piękne panie... Widocznie nie są one skłonne do obrzydzenia...
Właścicielką owego biura była pani Paulhat-Durand, czterdziesto pięcio letnia wysoka kobieta. Włosy miała faliste i bardzo czarne, i pomimo, że ciało jej już nieco rozlewało się, to jednak zachowała jeszcze z resztek piękności, majestatyczną postawę... i oko!... Ho! ho!... Zawsze ubrana z surową elegancją, w sukni z czarnej tafty, z długim złotym błyszczącym łańcuchem na piersiach i w krawacie ciemnym na szyi, z rękami bardzo białemi, miała w sobie dużo godności nieco wyniosłej. Żyła ona z urzędniczkiem miejskim, panem Ludwikiem. Był to zabawny typ, niezwykły krótkowidz, drobniutko stąpający, zawsze cichy i bardzo niezgrabny w swoim szarym, wyszarzanym i zbyt krótkim żakiecie...