Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/272

Ta strona została przepisana.

Smutny, bojaźliwy, zgarbiony choć młody, nie wyglądał na szczęśliwego, ale na zrezygnowanego... Nigdy nie odważył się rozmawiać z nami, ani też na nas spojrzeć, ponieważ jego opiekunka była bardzo zazdrosna... Gdy wschodził z teczką pod pachą, uchylał przed nami lekko kapelusz, nie odwracając w naszą stronę głowy, poczem, pociągając nieco nogą, wślizgiwał się w korytarz, jak cień... Może uczuwał fałszywy alarm w żołądku, biedny chłopiec!... Wieczorem pan Ludwik załatwiał korespondencje i prowadził książki i zresztą wszystko...
Pani Paulhat-Durand nie nazywała się ani Paulhat ani Durand; te dwa nazwiska, tak bardzo pasujące do siebie, zatrzymała po dwóch mężczyznach dziś już nie żyjących, z którymi miała stosunki i dzięki którym zdobyła środki na założenie swego biura. W istocie nazywała się Józefina Carp. Jak wiele innych właścicielek biur pośrednictwa dla służby, była ona dawną panną służącą. Było to widać odrazu z jej pretensjonalnej miny i z zachowania się, jakie miała, parodjując wielkie damy, u których niegdyś służyła, i pomimo złotego łańcucha i czarnej jedwabnej sukni, znać było jej nizkie pochodzenie. Pyszniła się, jak to zazwyczaj czynią dawne służące, pyszniła się jednak jedynie wobec nas, bo wobec swoich klijentów przeciwnie, zachowywała się zawsze z uniżoną służalczością, odpowiednio do ich stanowiska społecznego lub majątku.
— Ach, co za świat, pani hrabino!... — narzekała — panny służące wymagają przepychu, nie chcą pracować, a za ich uczciwość i moralność nie mogę zaręczać tak, jakby to pani hrabina sobie życzyła! Kobiet do pracy, takich, co to potrafią i uszyć, co znają swój fach, nie ma już... nie mam już takich... i nikt ich nie ma... tak to jest teraz...
Przy tem wszystkiem biuro jej miało odbyt... Posiadało klijentelę z dzielnicy Pól Elizejskich, złożoną w większej części z cudzoziemców i żydów... Ach, widziałam ja tam rozmaite historje.
Drzwi wychodziły na korytarz, z którego wchodziło się