— W każdym razie zostawię swój adres — dodała. — Jeżeli serce ci szepnie... przyjdziesz! Ach, jestem spokojna!.. Jutro opowiem o tobie prezydentowi republiki...
Skończyłyśmy pić. Stara zapłaciła za dwa kieliszki, wyciągnęła z czerwonego portfelu kartę wizytową, podając mi ją skrycie..
Gdy wyszła, spojrzałam na kartę i przeczytałam:
Byłam świadkiem niezwykłych scen u pani Paulhat-Durand. Nie mogąc opowiedzieć o wszystkich, wybieram jedną, która może służyć jako przykład tego, co się codziennie działo w tym domu.
Mówiłam już, że górna część przepierzenia, dzielącego przedpokój od biura, była oszkloną, a na szybach wisiały przezroczyste firanki. Po środku znajdował się lufcik zazwyczaj zamknięty... Stanęłam na ławce i, ażeby się podwyższyć jeszcze, postawiłam stołek i ostrożnie wsunęłam swój podbródek między ramy ruchomej, niedomkniętej szyby... Zagłębiłam wzrok do pokoju i oto, co zobaczyłam:
Jakaś pani siedziała w fotelu, pokojówka stała przed nią, w końcu zaś pokoju pani Paulhat-Durand układała w szufladzie papiery.
Pani owa przybyła z Fontainebleau w poszukiwaniu pokojówki... Miała lat około pięćdziesięciu i wygląd bogatej i szorstkiej burżujki. Ubrana poważnie, z prowincjonalną surowością.
Pokojówka o niezdrowej, cierpiącej twarzy, z cerą ołowianą i zżółkłą od złego pożywienia lub z jego braku, była miłą i mogłaby być nawet ładną w szczęśliwszych warunkach. Wyglądała czyściutko, ubrana w czarną spódniczkę