Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/284

Ta strona została przepisana.

Janina nic nie mówiła... Ale znać było, że robi wysiłki, aby coś powiedzieć.
Nareszcie odważyła się:
— Bardzo przepraszam panią... ale co pani daje do picia?
— Sześć litrów jabłecznika na tydzień.
— Nie mogę pić jabłecznika, proszę pani, doktór zabronił mi.
— Ach, doktór ci zabronił... Dostaniesz jednak sześć litrów jabłecznika... Jeżeli będziesz chciała zamiast niego pić wino, kupisz je sobie... To twoja rzecz... Jaką chcesz pensję?
Janina wahała się, spoglądała na dywan, na zegar, na sufit, obracała w rękach swój parasol, nareszcie wyrzekła nieśmiało:
— Czterdzieści franków.
— Czterdzieści franków!.. — wykrzynęła pani. — A dlaczegóż nie dziesięć tysięcy franków?.. Chyba oszalałaś?.. Czterdzieści franków... To wprost rzecz niesłychana! Niegdyś płacono miesięcznie piętnaście franków... i o wiele lepiej było się obsługiwaną... Czterdzieści franków!.. I przytem nawet nie umiesz tuczyć drobiu!.. nic nie umiesz! Dam ci trzydzieści franków... i myślę, że i tak daję za wiele... U mnie na nic nie możesz wydać pieniędzy... Nie jestem wymagającą co do ubrania... Przecież będziesz miała życie, pranie...
Janina wyrzekła:
— Wszędzie, gdzie byłam, płacono mi czterdzieści franków.
Ale pani podniosła się i sucho, złośliwie powiedziała:
— A więc... trzeba iść do nich z powrotem... Czterdzieści franków!.. to bezczelność!.. Oto są twoje świadectwa... twoje świadectwa od ludzi pomarłych... Możesz sobie iść...
Janina zawinęła starannie świadectwa i schowała do kieszeni sukni, poczem głosem bolesnym i nieśmiałym odezwała się z prośbą:
— Jeżeli pani będzie taka dobra i dołoży do trzydziestu pięciu franków... to zgodzę się...
— Ani jednego su... odejdź! Pojedź do Algieru i odnajdź