swoją panią Robert!.. Idź, gdzie ci się podoba. Nie brakuje takich włóczykijów jak ty... można je mieć na zawołanie... Idź sobie.
Janina bardzo zasmucona, ukłoniwszy się dwa razy, wyszła wolno z biura... Z jej oczu i ust drgających wyczytałam, iż jest bliska płaczu.
Zostawszy samą, dama wykrzyknęła:
— Oto służba... co za plaga!.. Nie będzie można niedługo wcale jej trzymać i samemu wszystko robić.
Na co pani Paulhat-Durand, która ukończyła już przebieranie swoich papierów, odpowiedziała majestatycznie i surowo:
— Zapewniam panią... że one są wszystkie takie... Nie chce im się nic robić, ale chciałoby się brać tysiące i setki franków... Nie mam dzisiaj nic lepszego... może jeszcze gorsze. Jutro postaram się dla pani coś wynaleźć... Ach, jest to prawdziwe utrapienie, zaręczam pani...
Opuściłam miejsce obserwacji z chwilą, gdy Janina Godac weszła do przedpokoju.
— I cóż? — pytano jej.
Usiadła na ławce w głębi z głową opuszczoną, z opadłemi ramionami, z ciężkiem sercem, z pustym żołądkiem. Siedziała cicho, tylko nogi pod suknią poruszały się nerwowo.
Potem widziałam rzeczy jeszcze smutniejsze.
Pomiędzy dziewczętami, które codziennie przychodziły do pani Paulhat-Durand, zauważyłam jedną, głównie dlatego, iż miała ona na głowie czepiec bretoński, i dlatego, że na pierwsze spojrzenie uderzyła mnie w niej nieprzeparta melancholia.
Wieśniaczka zabłąkana w Paryżu, w tym przerażającym Paryżu, w którym bezustannie nas potrącają, popychają i w którym wszystkich ogarnia gorączka. Nie znam nic równie opłakanego.
Patrzę na tę dziewczynę i bezwiednie myślę o tem, co przebyłam tu na początku mojej karjery. Wciąż zadaje sobie nieskończone pytania... Dokąd zdąża?.. Skąd się tu znalazła?..
Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/285
Ta strona została przepisana.