Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/287

Ta strona została przepisana.

ste, rude, o złoto-purpurowym połysku. Jednak bynajmniej piękność tych wołsów nie zmniejszała jej brzydoty, powiększała ją jeszcze, wyjaskrawiając tę głowę, jakby roztopionem złotem pokrytą.
I to jeszcze nie wszystko. Każdy ruch tej dziewczyny był niezgrabny. Nie potrafiła zrobić ani jednego kroku, aby o coś nie potrąciła, ręce jej zawsze coś zrzucały, zaczepiały się o meble i zmiatały, co tylko na nich się znalazło... gdy szła, nadeptywała wszystkim na nogi i łokciami szturgała w piersi. Przepraszała za to głosem twardym, głuchym, a z ust jej przytem wychodził i padał na twarz cuchnący, zupełnie trupi odór...
Gdy tylko weszła do przedpokoju, zaraz pomiędzy nami podnosiło się coś, jakby gniewna skarga, która szybko przemieniała się w obelżywe oskarżenie i kończyła się narzekaniem. Nieszczęsna istota przechodziła przez całą długość przedpokoju, wyszydzana i wykpiwana przez wszystkich, i siadała w głębi na ławce. Każda z nas starała się od niej odsunąć jaknajdalej z oznakami obrzydzenia i, jak na komendę, każda podnosiła chustkę do nosa... Wytwarzała się pewna pusta przestrzeń, oddzielająca ją od innych. Siedziała tak tam poza nami, przycisnąwszy się do muru, ta ponura dziewczyna, siedziała cicho i skromnie, bez skargi, bez zniecierpliwienia, lub jakiegokolwiek podrażnienia, wyglądała tak nawet, jakgdyby nie pojmowała, że ta wzgarda ogólna odnosi się do niej.
Pomimo, że niekiedy i ja należałam do tych okrutnych zabaw i zachowywałam się nielitościwie jak inne, to jednak nie mogłam zagłuszyć w sobie politowania, jakie wzbudzała we mnie mała bretonka. Rozumiałam, iż jest to istota skazana na nieszczęście, jedna z tych, które cokolwiekby robiły, i gdziekolwiekby poszły, zawsze będą odrażającemi dla ludzi, a nawet dla zwierząt, bo ich niepomierna brzydota oraz ich niedołęstwo sprawia, iż nawet zwierzęta znieść ich nie mogą.
Pewnego dnia, przezwyciężywszy w sobie odrazę, zbliżyłam się do niej i zapytałam:
— Jak się nazywasz?